Tartaglia
Délire

Im silniejszy przeciwnik, tym boleśniej upada.. i to jest w tym wszystkim najwspanialsze!

Bardziej znany wśród policji oraz świata przestępczego pod pseudonimem "Childe". Choć może on sugerować że Tartaglia jest słaby, nic bardziej mylnego. Każdy kto widział lub słyszał o jego akcjach, nie chciał nigdy więcej słyszeć owego przydomka

  • Wiek: 19 lat

  • Orientacja: Umiesz się bić? To absolutnie nie ma znaczenia jakiej jesteś płci. Dla Tartaglii bowiem liczy się tylko siła oraz zaradność

  • Szkoły: Podstawówka oraz gimnazjum były zwykłymi szkołami w stolicy, które ukończył w miarę dobrymi ocenami. Liceum zaś było prywatną i jedną z bardziej prestiżowych szkół w Snezhnayi ze względu na swój poziom. W ukończeniu własnie tego poziomu edukacjii pomogło mu troszkę Fatui

  • Zawód: Wcześniej w okresie gimanzjum pracował w Abyssie. Obecnie jest wierny Carycy jako członek Fatui i jeden z jedenastu Zwiastunów

ᴅᴢɪᴇᴅᴢɪᴄᴛᴡᴏ

Cała historia rudowłosego zaczyna się od jego rodziców, którzy mieli ogromny wpływ na to kim się stał w przyszłości. Aleksiej oraz Sonia Morozov byli żołnierzami z elitarnej jednostki walczącej podczas Wielkiej Wojny za ich ojczyznę – Snezhnayę. Znali się oni jeszcze sprzed całej napiętej sytuacji między państwami. Byli jak bratnie dusze z wyśnionych opowieści. Ona idealną silną kobietą, u boku pracowitego mężczyzny. Podzielali takie same poglądy polityczne dotyczące ich kraju oraz pozostałych nacji. Nie trzeba ukrywać, że Snezhnaya w tamtym okresie dysponowała równie niesamowitą militariom, jak leżąca po drugiej stronie globu Inazuma. Kogo zatem ich państwo miało się obawiać? Zwycięstwo było pewne, a wszystkie ruchy wojskowe rozgrywały się jedynie oto, jakie i ile terenu przejmą. Narzeczeni mieli tyle szczęścia, że kiedy zostali powołani na front dzięki swojej pozycji mogli zagwarantować sobie pracę w jednym oddziale. Aleksiej był Głowno dowodzącym, a Sonia jego prawą ręką, która zabezpieczała plecy oddziału. Jak chłopak wielokrotnie słyszał z opowieści ojca opowiadanych przy wspólnym łowieniu ryb, jego rodzice mieli niezliczone udane akcje… ale tym samym równie długą listę udanych likwidacji. Oprócz zabijania wrogów nieuniknionym było również tracenie towarzyszy, szczególnie kiedy spotykali na froncie żołnierzy Khaner'ach. Zawsze byli wytrwali i walczyli do ostatniej kropli krwi, dopuszczając się też do radykalnych kroków. Na umieranie towarzyszy stali się w pewnym momencie obojętni. Przy tak ryzykowanych misjach zleconych przez państwo ktoś musiał się poświęcić. Pod koniec wojny takiego bohaterskiego czynu dopuściła się właśnie Sonia, matka Ajaxa. Podczas jednej z misji kobieta szła jako ostatnia, ubezpieczając tyły drużyny. Mieli sporo rannych, których trzeba było nieść, a zasób amunicji był prawie na końcówce. Kobieta poinformowała męża o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Musiał wyznaczyć on osoby, które miały opóźnić wrogów. Wśród żołnierzy wybuchła kłótnia i doszło do rękoczynów. Kobieta, widząc cały ten chaos i żal w oczach osób wyznaczonych wzięła sprawy we własne ręce. Oddaliła się sama z obozu, w którym obecnie urzędowali i wyszła na most do wroga bez broni, udając spanikowaną kobietę, która uciekała. Wrogowie byli nieufni jednak, nie widząc ani broni, ani munduru przygarnęli kobietę, która po chwili przemieniła ich wszystkich w płonące ciała pod gruzowiskiem. Oddział Aleksieja z daleka zobaczył, że most z wrogami już nie istniał. Kobieta wysadziła się wraz z wrogami, niszcząc most na drugą stronę, dzięki czemu oddziały wroga nie miały szansy ich wytropić, przez padający w lesie śnieg.Podczas samej wojny, kiedy Morozowie byli na służbie szóstka ich dzieci była na wsi, pod opieką siostry Aleksieja. Anastazja, bo tak właśnie nazywała się ciotka, była dobroduszną i spokojną gospodynią domową. Jej mąż, jak każdy mężczyzna w Snezhnayi, został powołany, a ona jako ciężarna została w domu. W ten sposób, będąc sama, w miejscowości z dala od dużego miasta, spadło na jej biedną główkę, na kilka lat szósta dzieci od strony brata. Wiedziała, że wojna może trochę potrwać, więc starała się dać dzieciakom w tamtym trudnym czasie jak najwięcej. Rudowłosy miał wtedy około 2-latka i nic nie pamięta konkretnego. Wie jednak, bardziej z opowieści rodzeństwa, że ciocia była dobra i o nich dbała. Wychowywała jak własne dzieci i chciała nauczyć, że mimo wojny ludzie są dobrzy. Dawała każdemu po równo swojej miłości chcą zapełnić w ich sercach lukę po nieobecnych rodzicach. Ajax za to bardziej pamięta czasy po wojnie, kiedy był już większy. Aleksiej, wróciwszy ze służby, bez narzeczonej, dostał od państwa dużą posiadłość za ich zasługi. Nie zmieniało to jednak faktu, że jego miłość życia podczas tej wojny zginęła i nic nie było w stanie wrócić jej życia. W ten sposób przez długie lata mężczyzna wychowywał sam wojskową ręką szóstkę swoich dzieci, które uczył tego, co sam potrafił.
Ojczyzna była dla nich jak religia, a honor najważniejszy. Rudowłosy, w porównaniu do swoich sióstr nigdy nie mógł narzekać na ojca. Wszystko chodziło jak w zegarku, mimo że Aleksiej miał na głowie sporą gromadę dzieciaków w różnym wieku. Jedno musiało pilnować drugiego co oczywiście jak to wśród dzieci, budziło czasami konflikty, ale każdy mógł na każdym polegać.

ᴘᴏᴄᴢᴀ̨ᴛᴇᴋ

Problemy w domu zaczęły się pojawiać, kiedy dzieciaki były już trochę większe i najstarsze rodzeństwo miało iść do szkoły średniej. Ojciec był coraz starszy, tak jak oni, więc jeszcze bardziej chciał ich usamodzielnić, niż wcześniej. Sami o sobie decydowali – w jakim terminie złożą papiery, do jakiej szkoły pójdą i jaką ścieżkę wybiorą. Budowało to między rodzeństwem konflikty, bo jedni chcieli iść drogą naukową, jedno chcieli pracować, a jeszcze ktoś inny być cały czas pod pieką ojca. Odmienne wizję na sprawy związane z życiem z jednej strony ich częściowo różniły, ale dalej byli tym samym kochającym się rodzeństwem. Sam Ajax zaczął się jednak zmieniać, kiedy w pierwszej klasie gimnazjum poznał swoją przyszłą przyjaciółkę oraz mentorkę. Skirk była w jego szkolę nauczycielką od samoobrony i sztuk walki. Była na ustach wszystkich uczniów – była bezlitosna, ale pomocna piękna, ale ostra, ale przede wszystkim wśród zwykłych uczniów kontrowersję budził fakt, że jest weteranką. Ajax przywykł do widoku blizn na cielę, bo jego ojciec takie posiadał, jednakże w szkolę nauczycielka ze sznytami na cielę oraz twarzy budziła kontrowersję. Rudowłosy był wtedy jeszcze nieśmiałym i przestraszonym dzieckiem, i to właśnie Skirk go zmieniła. Z początku był najcichszy na zajęciach, w których w ogólne nie chciał brać udziału, ale kiedy został pewnego razu wybrany do demonstracji z innym uczniem sama kobieta się zdziwiła. Lata uczenia przez ojca różnych chwytów nie poszło na marne, bo w chwilę Ajax powalił większego od siebie kolegę z klasy, tym samym, wpadając w oko Skirk. Kobieta dostrzegła w nim coś, czego jego ojciec nie widział. Na lekcjach może nie był faworyzowany, bo dostawał ostry wycisk, ale między nimi nawiązała się silna więź. Chłopak zaczął brać od kobiety również lekcje poza szkołą, aż została jego mentorką. Ojciec też ich w domu trenował jednak widział w Ajaxie tylko same błędy. Oprócz nauki, jak się bronić oraz walczyć Skirk zmieniła jego charakter. Zaczął być pewny siebie i żyć pełnią życie. Traktował ją jak matkę, której nie miał, a ona jego jak syna. Po kilku latach, w ostatnim roku gimnazjum kobieta podzieliła się z nim ważnym sekretem, który zmienił jego życie o 180 stopni.Jak się okazało kobieta bowiem pracowała w organizacji przestępczej i chciała, aby Ajax, jako jej przybrany syn również do niej wstąpił… Można, by uznać to za szalone, ale chłopak bez wahania się zgodził i ślepo poszedł za kobietą. Wcześniejsze więzi w jego prawdziwej rodzinie stawały się coraz słabsze, bo Ajax coraz rzadziej wracał do domu. Kiedy został oficjalnym członkiem Abyssa, prawą reką Skirk opuścił rodzinny dom i zamieszkał z kobietą. Można, by powiedzieć, że Ajax zdradził swoją rodzoną rodzinę, ale oni nie byli w stanie dać mu to, co kochał naprawdę – walki. Dzięki Skirk zasmakował, czym są prawdziwe bójki, poznał już jako nastolatek, jak wygląda mafia od środka i jakie panują w niej zasady. Gdyby mieszkał w domu, to co miałby robić? Być gospodarzem? Od tego mógł być jego najstarszy brat, który jednak również poszedł własną ścieżką. Nawet jak spotykali się wszyscy w domu na ważne uroczystości, to źle się czuł w tym towarzystwie. Widział na sobie wzrok starszego rodzeństwa, którzy wybrali drogę karierowiczów wiecznie głodnych wiedzy lub awansów oraz wzrok ojca, który nie był zadowolony, że jego syn nie był żołnierzem tylko kimś. Jedynie młodsze rodzeństwo zawsze pozostawało wobec niego takie samo – kochające. Mimo wszystko podjął decyzję i na, jak się zadawało dla niego „długi” czas, opuścił swój dom, oddając się całkowicie życiu przestępczemu wraz, ze Skirk. W końcu w abyssie zaczął jeszcze jako gimnazjalista, biorąc małe misyjki, ale z upływem czasu zaczął brać zadania, którego go przerastały, aby się sprawdzać. Skirk uzależniła go od adrenaliny z walczenia. Kochał dreszczyk emocji podczas bijatyk, a im silniejszy był przeciwnik tym lepiej. Jego życie „rodzinne” z kobietą również nie było najgorsze. Brakowało mu z przyzwyczajenia musztry ojca, którą już bezwarunkowo robił, mieszkając nawet pod innym dachem. Mieli wszystko, co było potrzebne i oboje byli szczęśliwi. Ona żyła swoimi misjami oraz sukcesami „syna”, a on wiecznymi walkami. Ich błogie życie jednak zakończyło się około 17stych urodzin chłopaka. Dowiedział się on wtedy, CZYM jest Abyss i kto powołał. Tę organizację. Wcześniej było to nieistotne, bo takich organizacji przecież było pełno, ale czy na całym wielkim świecie to właśnie on należał do organizacji, która wcześniej robiła najazdy na Snezhnaje podczas wojny… Lepiej – czy to on był prawą ręką kobiety, która była oficerem w oddziale, w który wysadziła w powietrze jego matka…?....Tego dnia, z aktami w ręku czekał na nią cały wieczór w domu, aż wróci. Otworzyły się powoli drzwi do ich mieszkania, kobieta weszła, zawiesiła kurtkę, zdjęła buty, weszła do salonu i już wiedziała, że jej syn wie.
Rozmowa nie trwała zbyt długo. Padło zaledwie kilka krótkich pytań i jeszcze krótszych odpowiedzi. Nie potrzebował zbędnych wyjaśnień co się stało kilkanaście lat temu, i czemu akurat on. Wraz z przeczytaniem dokumentów wiedział, że został celowo przez nią zmanipulowany. Cała ta gra go brzydziła — cała ta udawana relacja, że niby są dobrą rodziną. Że jego prawdziwa rodzina go nie chce. Że powinien się oddać Abyssowi. Wiedział, że przez te kilka lat był oszukiwany, że został zmanipulowany i jak ślepe ciele poszedł wskazaną przez kogoś ścieżką. Coś w nim częściowo pękło, bo kiedy Skirk w chwili przerwy w tej rozmowie chciała coś wytłumaczyć rudowłosy zaczął się zwyczajnie śmiać. Bawiło go to jak bardzo został oszukany i jak bardzo był głupi. Kobieta usilnie chciała mu coś wytłumaczyć ale rudowłosy wszystko przeczytał w dokumentach więc kiedy poczuł na sobie dłoń kobiety gwałtownie wstał i rozbił leżący na stoliku wazon z Snezhnayskimi kwiatami. W tym pół mroku mieszkania dyskusja nabrała jeszcze gęstszej atmosfery, aż w końcu z winy chłopaka skończyło się na rękoczynach. Chciał zwyczajnie odejśc ale kobieta cały czas gadała, gadała, gadała i gadała. Nie mógł tego słuchać. Nie mógł tego zwyczajnie znieść. Kobieta podczas ich bójki miała oczywistą przewagę bo była starsza i miała większe doświadczenie, jednakże Ajaxa uczył wcześniej własnych technik ojciec. To właśnie dzięki jego treningom zawdzięcza to, że tamtej nocy wygrał ze Skirk. Miał okazję ją wtedy zabić i się zemścić. Czy to zrobił? NIe. Rzucił ostrze, które trzymał kilka centymetrów nad sercem kobiety i wyszedł. Kobieta ze ściekającymi strumieniami łzami w oczach go w końcu nie goniła i nie krzyczała. Leżała w tamtym miejscu na środku salonu wpatrując się w ostre świało lampy wiedząc że straciła właśnie syna na zawsze.
Swojej biologicznej matki nigdy nie poznał, a Skirk mu ją przez wiele lat zastępowała więc.. nie mógł tego zrobić. Tamtej nocy Ajax ponownie zniknął ze swojego "domu", a jego kariera w Abyssie się skończyła na zawsze. Był przez pewien czas poszukiwany jednakże szybko się to skończyło.
Czemu? Bo Ajax Morozv umarł.

ᴅᴇᴄʏᴢᴊᴇ

.
Tamten okres życia Ajaxa był najtrudniejszy z dotychzasowych. Stracił "matkę" na zawsze, był poszukiwany zarówno przez Abyss jak i policję przez swoje rozbboje na zlecenie organizacji. Do własnego domu też nie mógł wrócić. Miał powiedzieć ojcu że miał racje mówiąć że jest porażką? Nie było takiej opcji, musial coś wymyślić. Ciężko całkowicie zejść z przestępczej ścieżki dlatego Ajax jedynie poszedł trochę na około. Bardzo, ale to bardzo brakowało mu wsparcia Skirk ale uznał że tamtego wieczoru zginęła i całe tamte życie z kobietą za zakończony rozdział. Nie mół skorzystać z żadnej pomocy więc radził sobie jak mógł. Nauczył się wtedy czym jest prawdziwe życie i jak uparcie trzeba w nim walczyć, żeby coś osiągnąć (o ile tak można powiedzieć w świadku przestępczym) Ajax bowiem był teoretycznie bezdomnym. Jego "domem" były kluby nocne, bary czy inne speluny. Wszędzie gdzie za obicie komuś mordy mógłby się przespać.. albo nawet nie. Sama możliwość bitki dawał mu satysfakcje i tyle mu wystarczało. Nie mógł przeżyć że był prawą reką dowódcy w abysie i "kimś" a teraz cofnął się tak daleko. Jakby upadł na samo dno bo z wykonywania napadów i tropienia ludzi skończył na biciu się w barach. Ale z drugiej strony lepsze to niż wrócenie do domu. Przynajmniej był sobą i robił to co kochał. Dopiero po kilku dobrych miesiącach takiego życia Ajax myslał że nadszedł jego koniec.
...Noc, gwiazdy, uliczka, podwórze. To właśnie tam miało miejsce to zdarzenie. Złe miejsce i czas to zarodek. Rudowłosy nie obawiał się chodzić po najciemniejszych uliczkach ale zdażało mu się naciąć na lokalnych mieszkańców. Tamtego wieczora Ajax naciął się jednak na cały gang, a przynajmniej jego większa część. Po samych ich zlustrowaniu wzrokiem wiedział że nie będzie mógł przejść obojętnie wobec rakich szumowin. Widział ich na ławce jak pili wódkę w pięciu typa pod jedną z klatek na podwórzu. Widział że mają oczywstią przewagę przez liczebność. Zero strachu ani szoku. Jeden trzymał gaz, drgui nóż, trzeci pałe. Szedł w milczeniu obok nich i dochodząc do tej pierwszej osoby z brzego zamachnął się i pierwszy zadał cios.
Ktoś krzyczy, ktoś uderza, ktoś ucieka.
To nie byli żadni gangsterzy akle ajax dostał kose gdzieś pod żebra z głupiego powodu - zlekceważył ich. Gołe pięsci byly jego ulubioną formą podczas walki bo wszakże wtedy był właśnie najsłabszy. Jak się wielokrotnie przekonał doslownie ze wsystkiego można zrobić broń więc dopiero kiedy zostął ranny zaczął walczyć na poważnie. W ruch poszła butelka oraz nóż jednego z powalonytch przeicwników. Wszystko szło w miarę mimo uciążliwej rany w okolicy lewej nerki. Ajax miał skłonności do tego że przesadzał i był brutalny. Wolał kogoś dokończyć jak przystalo aby być pewnym że nie wstanie niż zostawiać każdego po trochu. Kiedy rzekomo już skończył, jak sądził powalił go własnie jeden z takich osób. Cały z zakrwawioną twarzą oraz głową, z pociętymi rękawami i rozbitymi dłońmi przewalił Ajaxa z cąłą siłą i zaczął dusić. Wtedy właśnie Ajax myślał że umrze. Nie wyobrażał sobie swojej śmierci akurat patrząc na człowieka, który człowieka już nie przypominał. Liczył że zostanie pokonany przez kogoś wybitnego, jakiegoś szefa mafii nieżeli osiedlowego łobuza który miał łeb z żelaza. Powoli nachodziły mu już mroczki na świat ale niczego wokół siebie nie widział. Trzymał dłonie napastnika probójąc powstrzymać go od dalszego duszenia jednakże nic nie wskazywało że tak się stnaie. Dopiero tracąc powoli przytomnośc, odchodząc na drugą stronę usłyszał jakby stukot kobiecych szpilek i kątem oka długą czerwoną suknie sunącą w tunelu prowadzącym na podwórze.
- Skirk? - wyszeptał myśląc że to właśnie kobieta która "umarła" przyszła go zabrać na drugą stronę. Nic jednak bardziej mylnego bo po osiedlowym kwadracie rozniósł się cichy dźwięk jakby ktoś otworzył szklaną butelkę, a po kilku sekundach uścisk przeciwnika zaczął się jakby rozluźniać. Zepchnął zmasakrowanego mężczyznę z siebie i od razu wstał mimo zawrotów głowy aby się obronić. Ku jemu zdziwieniu przeciwnik się nie ruszał... a z jego głowy zaczęła wypływać czerwona ciecz. Psy? Czy raczej Abyss go znalazł..?
- Skirk? - wyszeptał myśląc że to własnie kobieta którra "umarła" przyszła go zabrać na drugą stornę. Nic jednak bardziej mylnego bo po osiedlowym kwadracie rozniósł się cichy dźwięk jakby ktoś otwierał szampana, a po kilku sekundach uścisk przeciwnika zaczął się jakby rozluźniać. Zepchnął zmasakrowanego męzczyzne z siebie i od razu wstał mimo zawrotów głowy aby się obronić. Ku jemu zdziwieniu przeciwnik się nie ruszał... a z jego głowy zaczęła wypływać czerwona ciecz
- Ah chłopcy.. zawsze tacy barbarzyńscy chociaż można bardziej elegancko to załatwić.. - usłyszął za sobą kobiecy głos. Ta jawa była prawdziwa? Odwrócił się w stornę tunelu a w nim rzeczywiście stała piękna kobieta z długimi blond włosami w czerwonej sukni.
- Jesteś z abyssa i przyszłaś mnie w końcu zabić?
Uśmiechnęła się tajemniczo.
— A może jestem aniołem, bo już umarłeś?
- Co? - zapytał i zobaczył że kobieta w istocie trzymała w dłoni jeszcze dymiący się pistolet z tłumikiem na który spojrzała. Podeszla do niego powoli i z uśmiechem kładąc dłoń na ramieniu oznajmiła co śie własnie stało
- Ten mężczyzna... A raczej krwawa miazga, króra z niego została. To ty. Ajax Morozov właśnie umarł.
- Czego chcesz?
- Masz wobec mnie dług życia... Będziesz dla mnie pracować.
- Czyli? - kobieta parsknęła śmiechem bo ich rozmowa była taka normalna, jakby właśnie proponowała mu prace w sklepie spożywczym
- Obudzę twój prawdziwy potencjał. Potrzebuję talentów, a prawdziwych zdolności nie trzeba ograniczać... Ewentualnie tylko temperować charaktery, gdy ktoś okazuje się niewdzięcznikiem. Ale czuję, że się dogadamy. Rozwiniesz skrzydła, które podcinał Ci abyss.
- Skąd o tym wiesz?! - zarzucił od razu oburzony odsuwając sie od niej cały czas trzymając za krwawiącą rane
- Ja wiem wszystko czego potrzebuję. Choćby to, że się zgodzisz... Teraz nie masz już nic do stracenia, potrebujesz mnie. A z biegiem czasu może przestaniesz? Może będziesz rządzić? ‐ zapytała jakby nie do końca potwierdzając tego co mówi w stu procentach. Po chwili podała mu również swoją broń w ramach zawarcia między nimi układu. Chwile popatrzył na błyszczący się pistolet aby go chwycić, odwrócić się w stronę meżczyzny który go dusił i samemu do niego strzelić, a następnie wplunąć na martwe ciało
- To kiedy zaczynam?

ʙʟᴀsᴋ ɪ ᴄʜᴡᴀᴌᴀ

Pracowanie w Fatui dało mu naprawdę dużo, a nawet więcej niż Abyss.. może dlatego, że był wtedy młodszy. Fatui zapewnili mu wykształcenie w najlepszej prywatnej uczelni w Sneznayi.. ale tylko na papierze. Osobiście nigdy nie postawił tam nawet stopy. Jednakże nie to było ważne. Najlepsze w całym tym układzie był fakt, że Abyss już go nie ścigał i był wolnym człowiekiem. Człowiekiem, który w końcu mógł się spełniać. Ajax Morozov umarł tamtej nocy trzy lata wcześniej, a w Fatui pojawił się nowy członek — Tartaglia Delire. Obco brzmiące nazwisko dawało mu uniwersalność podczas swoich służbowych podróży, bo wszędzie brzmiał obco. Każdy jednak w świadku przestępców znał go jako "Childe". To właśnie Signiora częściowo podsunęła Carycy jak go nazwać. Często kobieta, która go zwerbowała nazywała go "chłopcem" stąd właśnie taki przydomek. Nie miał z nim najmniejszego problemu, a nawet się z niego cieszył! Czyż takie przezwisko jak na wojownika Fatui nie brzmi śmiesznie? No właśnie. Nic bardziej mylnego bo Tartaglia często miał problemy z hamowaniem się podczas misji. Niejednokrotnie robił z siebie gwiazdę. Gardził innymi agentami, którzy prostolinijnie ukrywali się w cieniu. Jemu zawsze zależało na poklasku. Kiedy zrobi prawdziwe show i zostanie wykryty sztuką jest z tego wyjść prawda? Dlatego też pozostali Zwiastuni z Fatui po części uważali go za wariata albo głupca. Mimo tego Rudowłosy zawsze dobrze się z nimi dogadywał mimo ich uszczypliwości. Często wkurzał się na jego jakiś fioletowo włosy chłopak, niewiele starszy od niego ale tartaglia i tak wiedział, że są kumplami. Tak samo Dottore. Czy agent bardzo bliski carycy, którą tak bardzo rudowłosy szanuje może być jego wrogiem? Mają trochę inne sposoby działania tak jak ze swoją przyjaciółką Signiorą, dzięki której znalazł się w organizacji ale i tak się lubili . Spędził w organizacji trzy pełne lata i od samego dna sięgnął szczytu. Tak jak kiedyś powiedziała mu blond włosa kobieta Tartaglia ostatecznie został dowódcą własnego oddziału jako 11sty z zwiastunów Fatui. Do dziś pamięta to jak cieżko na to pracował. niezliczona ilość treningów, niezliczona ilość walk, niezliczona ilość misji, niezliczona ilość trupów. Fatui obróciło jego miłość i uzależnienie do walk w coś o wiele gorszego. Pierwszy, piąty, dwudziesty, setny. Ile trupów miało z jego ręki? ciężko określić bo sam przestał liczyć po drugiej setce. Stał się żywą maszyną do zabijania, mięsem armatnim na każdą misję z celem likwidacji, która podejmie się każdego ryzyka w imie Carycy. Była dla niego jak bogini, której ślepo jest oddany. W końcu dla Fatui miał prawdziwy powód, żeby walczyć i się narażać. Był naprawdę wdzięczny Rosalyne za złożoną propozycję tamtej nocy. W końcu to dzięki niej stał się nareszcie tym kim od zawsze chciał.
Pamięta do dziś swoje pasowanie na jedenastego Zwiastuna Fatui. Był to wtedy jedyny moment, kiedy widział samą Carycę. Nie sądził, że żadna osoba, a już na pewno nie kobieta, może wywoływać taki respekt. Była piękna, miała długie czarne lśniące włosy i siedząc na jakby tronie w złotej sukni rozlanej na bladnym ciele całą swoją posturą wywoływała strach. Szyderczy uśmiech i pogardliwy wzrok wywoływał na każdym gęsią skórkę. To właśnie jej podlegała kilkudziesięciu tysięczna armia, jaką było Fatuii. Czyż niesamowite? Taka piękna ale zarazem przerażająca. Jednym spojrzeniem mogłaby wydać na rudowłosego wyrok śmierci. Mimo tego kobieta postanowiła uczynić go kimś ważnym. Czy to dzięki Signiorze? Ciężko stwierdzić. Raczej caryca nie byłaby skłonna słuchać żadnej rekomendacji.. a to oznacza, że w nim coś dostrzegła, i w końcu dostał nagrodę za swój ciężki wysiłek. Sama uroczystość pasowania go na Zwiastun wywarła na nim wtedy ogromne wrażenie. Sama caryca pasowała go na jednego ze swoich sług i wręczyła odznakę dowódców. Baczność, flagi, muzyka, wiwaty, oklaski, flashe. Tak, Tartaglia mógłby spokojnie ryzykować życiem za tą jedną chwilę. Dało mu to motywacje, aby działo sie tak częściej. Aby być częściej w chwale i oklaskach. Sama Signiora, która wtedy z nim była, czuła się pewnie dumna tylko nigdy nie chciała go pochwalić. W końcu to jej podopieczny teraz stanął z nią na równi stopniem.
...Jeszcze tego samego roku Tartaglia otrzymał ważną misję od Carycy — miał przez pewien czas zamieszkać w Liyue i wtopić się w tłum. Wraz z innymi agentami mieli mieć oko na rozwijający się bank Notherland, który pod innym nazwiskiem został wykupiony od państwa i wcielony do majątku Fatui. Prócz tego rudowłosy wmieszany w tłum miał dokładnie przyjrzeć się zarządowi Qixing, a w szczególności przybliżyć się na tyle ile to możliwe do ich archona. W końcu Liyue to najsilniejsze gospodarczo państwo, które realizowało niezliczone kontrakty z innymi narodami na grube miliony mory. Sam Rex Lapis jak go określają ludzi praktycznie sam odbywał gospodarkę państwa.. Mieszkańcy wspominali Tartaglii o jakiś tam jego przydupasach z jednostki wojskowej ale kogo oni obchodzą? Skoro nie żyją to tym bardziej oznacza, że byli słabi i nie trzeba o nich mówić.
Tydzień, dwa, miesiąc
udało się
Cel zlokalizowany
Po miesiącu mieszkaniu w Liyue i zbieraniu informacji od mieszkańców miasta podczas drobnych "dobrych uczynków" Tartaglia dowiedział się dostatecznie dużo o swoim celu. Wiedział już, jaki mniej więcej jest, a raczej jak ludzie go opisują — spokojny, opanowany, o konkretnych zasadach. Wygląd nie był problemem bo uprzednio przed misją Childe dostał zdjęcie kogo ma wytropić oraz przyjrzeć się. Od ludzi dowiedział się również gdzie najczęsciej można spotkać archona - nigdzie. Rex Lapis to zajęty człowiek. Żeby go spotkać trzeba czekać na jakąś okrągłą rocznicę, lub święto.. które się zbliżało. Faktycznie tak jak ludzie mu słusznie powiedzieli owy zarządca państwa pojawił się po raz pierwszy dopiero na święcie konstytucji.. Którą zresztą sam ustalił. Na pierwszy rzut oka widząc go stojącego na małym podeście na placu nie zrobił na cłopaku wrażenia. Ktoś taki niby potężny i stoi wśród ludzi? W fatui było inaczej, tak samo, jak w abyssie. Słabsi najczęściej musieli oddać szacunek komuś wyższemu stopniu przez jakiś gest, a na ceremoniach w towarzystwie Carycy takie osoby zawsze musiały klękać. Ktoś, kto ot, tak sobie stał i miał wygłosić przemówienie nie był z jego ligi. Dopiero o jego prawdziwej randze przekonał się, kiedy jednym gestem ręki wszyscy zamilkli. Tłum był ogromny, całe miasto przyszło i niektórym ciężko było zobaczyć go nawet na ekranach a jednak jednym ruchem wszyscy zamilkli? Przemówienie też miał niczego sobie.. ale te oklaski. Zdawało się, że całe miasto wiwatowało na jego słowa i klaskało. Tak, to jednak był ktoś, a nie zwykła jednostka. Nie dziwił się, że Caryca kazała wytropić i zbliżyć się do takiej osoby. Kilka dni później Tartaglia ze sprawą "najwyższej rangi dotyczącej najważniejszego banku w Liyue" z pomocą Fatui dostał się do biura Rex Lapisa. Oczywiście pomógł mu z tą rzekomą sprawą banku, które Fatui sami ukratowali ale Childe w ten sposób poznał archona i przez swoje gadulstwo zdobył częściowo jego sympatię. Oczywiście nie tak od razu. Rozwijanie tej relacji trwało dobre dwa miesiące. Zaczęło się od tej jednej sprawy z bankiem, a skończyło się na tym, że Rex Lapis, a raczej już Zhongli, został jego przyjacielem. Nie był zadowolony z tego, że musiał okłamywać mężczyznę bo sam przecież został tak oszukany. Kłóciło się to z jego credo ale w końcu kazał mu sama Caryca tak? Znaczyło to tyle, że sprawa była naprawdę ważna i nie mógł jej zepsuć przez swoje interpersonalne zasady. Z początku byli zwykłymi znajomym, którzy się spotykali bardzo rzadko aż Tartgalia takimi małymi kroczkami zaczął się przybliżać w czasie do mężczyzny aż dostając tytuł jego najlepszego przyjaciela. Mogłoby się zdawać żę nie mają przed sobą sekretów i dzielili się wszystkim ale rzeczywistość była zupełnie inna

sᴡᴏ́ᴊ, ᴄᴢʏ ᴡʀᴏ́ɢ?

Ich relacja była naprawdę dobra jednakże przez pewną akcje nie było już tak kolorowo. Tartaglia bowiem dostał dodatkową misję od Carycy, aby podłożyć bombę w głównym ratuszu w stolicy. Kłóciło się to z jego wartościami bo mordowanie niewinnych cywilów uważał za nie najgorsze z możliwych.. ale skoro caryca zleciła to zadanie jest wyższej wagi. Tamtego dnia zrobił wszystko idealnie. Nawet zachował pozory i ukrywał się w cieniu, zamiast kąpać się w blasku akcji. Ludzie nie zwracali na niego w owym budynku większej różnicy bo poprzez przyjaźń z Zhonglim częściowo znali go z wyglądu. W końcu ich wielki powojenny wybawcą miał w końcu kolegę, z którym się przyjaźnił. Jakieś starsze kobiety w porcie mawiały, że jest jakimś drugim "Osialem" cokolwiek to znaczyło. Sam rudowłosy niejednokrotnie pytał co to oznacza, skoro słyszał za swoimi plecami takie szepty jednka nigdy nie dostał odpowiedzi. Ludzie milczeli jakby bali się czegoś opowiedzieć. Nie wiedział nawet czy to obelga, czy pochwała.. ale z pewnością ludzie przez przyjaźń z brunetem go chociaż kojarzyli z widzenia. Dlatego też tamtego dnia, kiedy poszedł położyć ładunek wybuchowy, pracownicy się z nim witaliu bo domyślali się, że przyszedł po coś do przyjaciela. Schodami pożarowymi na bocznym korytarzu zszedł do piwnicy i w centralnej części kotłowni podłożył do ściany ów ładunek.
— Bomba podłożona, co dalej?
— Wycofaj się z budynku. Bomba uruchomiona, masz minute
— Minute?! Jestem na najniższym piętrze tego cholerstwa! — wykrzyknął wtedy do słuchawki i zaczął biec co sił, aby jak najszybciej wydostać się z budynku. Uciekając popchnął jeszcze Panią Li, która to właśnie kilka miesięcy wcześniej pomogła mu nieświadomie zbliżyć się do swojego celu. Przebiegł zaledwie kilka metrów i się zatrzymał i spojrzał na kobietę
— Niech pani szybko.. natychmiast wyjdzie z budynku. Przyszedł do pani ktoś z rodziny i ponoć zasłabł! - powiedział i nie odwracają się już do tyłu wybiegł przez drzwi na środek budynku i sam nie do końca pamięta co było dalej. Zdawał sobie sprawę, że jego przyjaciel.. znaczy się cel był w budynku i nie mógł zginąć. Nie taki był cel tej misji.
20 sekund
schody, drzwi. Czemu były zamknięte? No tak przecież to był ktoś mega potężny i nie można było wejść tam ot, tak. Wyjął zza pleców pistolet, którym to przestrzelił zamek
10 sekund
z kopa otworzył drzwi, które mimo strzału i tak się zacięły przez swoje zabezpieczenia. Zdążył się rozejrzeć po pomieszczeniu kiedy wiedział, że Zhongliego nie było w jego biurze. Jeśli był gdzieś indziej.. Trudno, próbował. Jeśli przez ten jeden błąd zginie z ręki carycy nie będzie to najgorsze.. Caryca? Przecież jeszcze miał inny problem na głowie, żeby dotrzeć do Snezhnayi najpierw trzeba przeżyć to
BumWyskakując z okna poczuł jak fala ciepła z budynku go uderza i poleciał jak szmaciana lalka gdzieś wewnątrz ogrodów ratusza. Ktoś błogosławiony zaprojekotwał, że z okna Rex Lapisa będzie całe pole eleganckich niebieskich kwiatów zamiast betonu. Tartaglia jakże nie wyszedł z tego bez szwanku. Leżąc jak martwy pośród kwiatów, patrząc sie w niebo czuł jak palą go plecy, jakby dostał z biczów oplecionych ogniem piekielnym. Krew spływała mu powoli po rękach oraz drobnymi strumieniami z głowy po policzkach. Nie liczył ile później miał po tym wypadków szwów ale liczyło się je w dziesiątkach. Jedne większe, drugie mniejsze, trochę poparzeń, trochę szkła, trochę odłamków z samej budowli. Nie to jednak było najgorsze. Jak się okazało, rudowłosego zza ratusza zgarnęła właśnie Signiora i ponownie dzięki niej nie umarł.. chociaż w tamtym wypadku może śmierć byłaby lepsza niż prawda? Ledwie skończyli zakładać mu wszystkie szwy i odrzuciwszy kule, kuśtykając do wskazanego pomieszczenia gdzie rzekomo miała znajdować się mentorka uszał ten głos.
— Dobrze, faktycznie wykonaliście doskonale zdanie tylko nie miał nikt ucierpieć.. —
Znowu trupy mówią? Nie, on się przesłyszał. Dostał przecież mocno w głowę, kiedy bomba wybuchła. Dopiero kiedy sam powoli otworzył drzwi do pomieszczenia i na własne oczy ujrzał bruneta, przez którego prawie sam zginął
— Czyli wy cały ten czas razem spiskowaliście razem.. ha.. hahahaHAHAHA.. OHOHoho Jak historia lubi się powtarzać prawda Rosalyne?
— Chłopcze, mówiłam ci już kiedyś, że wiem o tobie wszystko, więc wybór do tej misji chyba był oczywisty?
— Gdyby nie fakt, że jesteś zwiatunem Carycy już byś nie żyła.. a ty.. TY, się nawet nie pokazuj nigdy na oczy bo skończysz pięć metrów pod ziemią jak cała reszta. Ja to robiłem bo jestem wierny Carycy.. ale TY? Tobie nikt nie kazał tego robić! Z własnej woli mnie oszukałeś.. Oszukaliście! Oboje.. Jaka szkoda że dzisiejszego dnia zginęło dwóch moich najlepszych przyjaciół - rzekł poczym w milczeniu wszystkich wokół pokuśtykał z pokoju jak najdalej mógł. Nie wiedział, czy idzie znowu do pielęgniarek w siebie, czy do siebie, czy na sale od treningów. Po prostu nie wiedział ale szedł. Jak oni mogli mu to zrobić? Oboje go oszukali.. jak mogli? Rosalyne była jego przyjaciółką odkąd się tylko poznali i naprawdę dla tej jednej misji poświęciła wieloletnią przyjaźń z rudowłosym? Myśli, że mu przebaczy? Nie nie nie nie. Nie tym razem. Mógł przez nią zginąc w porównaniu do tego co zrobiła mu w młodości dawno już "zmarła" mentorka. Od samego początku Rosalyne go wmanipulowała w tę całą udawaną misję, która tak naprawdę nigdy nie istniała. Był jedynie częścią jej gry. Nie był pewien czy Zhongli cały czas o tym wiedział ale.. jeśli tak.. Oh, jakim on był głupcem. Czuł się takim świetnym agnetem bo sam archon jadł mu praktycznie z ręki i tak szybko udało mu się z nim zaprzyjaźnić na potrzeby misji. Za bardzo się chyba wtedy angażował. Ciężko jemu samemu było odróżnić mu czy samemu idzie na kolacje z brunetem, czy na potrzeby misji.. ale jak widać Zhongli zgadał się na wszystko umśylnie. Tartaglia nawet nie zdawał sobie sprawy, że wpadł w pewny momencie w żmijowisko zakłamanych gadów. Signiora nic mu nie mówiła, a Zhongli robił przez tyle miesięcy z niego głupca. Dał się ponownie porobić jak ciele.. i to przez dwóch przyjaciół. Czuł się obrzydliwie z tym że nie wiedział komu ufa, ale z drugiej strony nie mógł uwierzyć, że drugi raz popełnił praktycznie ten sam błąd. Nie mógł uznać tej dwójki za śmiertelnych wrogów, których przy pierwszym spotkaniu będzie mógł wykończyć z oczywistych przczyn — Signiora podlega carycy, a Zhognli ma z nią układy. Zarówno z przyczyn osobisych jak i zleconych przez Caryce Childe musiał natychmiast wyjechać z Liyue. Czemu?
Bo został uznany za terrorystę, który dokonał zamachu na jednego z archonów.

"Nie taki wilk straszny jak go malują"

Na moment obecny Tartaglia całkowicie odciął się od dawnego siebie i całej osoby "Ajaxa". Tartaglia w młodości był bardzo nieśmiałym i wycofanym dzieckiem. W szkole zawsze był tym cichym dzieciakiem zajętym samym sobą, oddanym krainie marzeń. Skrycie chciał być bohaterem jak jego rodzice. Wielokrotnie słuchał opowieści ojca o walecznym zachowaniu mundurowych na wojnie i też chciał być takim bohaterem. Mimo wszystko były to jednak tylko dziecięce marzenia, bo sam Ajax był bardzo nieśmiały, więc żołnierz byłby z niego marny. Osobą, która jednak zmieniła jego charakter o 180 stopni była właśnie Skirk, którą również niemiło wspomina. Wiele zawdzięczał Skirk jednak to ona coś w nim złamała tamtego wieczora kiedy chłopak poznał prawdę. W prawdzie to ona zapewniła mu drugim dom, nauczyła walczyć innymi sztukami oraz pkazała jak się cieszyć z życia, ale pewnych rzeczy nie był w stanie wybaczyć. Były dobre chwile ale.. rudowłosy wraz z poznaniem Rosalyne odciął się od wszystkiego co wcześniej miał. Wiedział, że jeszcze demony przeszłości do niego wrócą. Obecnie Tartaglia nie przyznaje się do dawnego siebie. Ajax dawno temu umarł i wyznaje zasade, że nie ma potrzeby wspominać zmarłych, jeśli byli słabi. Dopiero w Fatui stał się naprawdę sobą, a przynajmniej w to wierzył.
Niechętnie dzieli się opowieściami z przeszłości, a ci, którzy już ją znają jak osoby z Fatui, lepiej, żeby zachowali ją dla siebie. Tartaglia nienawidzi bowiem plotek, a jeszcze bardziej kłamstw. Przez właśnie przeszłość na samą myśl o kłamstwach otwiera mu się przysłowiowy nóż w kieszeni.. chociaż sam nie jest w stanie powiedzieć czy przy kolejnym byciu oszukanym przez bliskich, zwyczajnie zabije. Już dwa razy został przez nich oszukany i nie ma zamiaru trzeci raz popełnić tego błędu. Oprócz swojej wrażliwości na tle kłamstw, Tartaglia jest też impulsywny. Coś mu się powie nieodpowiedniego i można się liczyć się z rozwalonym nosem w najlepszym przypadku. W Fatui słynie z tego, że na misjach nie można liczyć, że będzie trzymać się planu. Chłopak jest bowiem wolnym duchem, który robi wszystko po swojemu, chyba że naprawdę musi, bo Caryca, którą tak szanuje tak rozkazała. Darzy ją na tyle dużym szaczunkiem, że jest w stanie robić wiele rzeczy wbrew sobie dla ideałów. Wierzy, że robi dobrze, bo Fatui mają dobry cel. Jest o co walczyć. "Matka" nauczyła go też jednego — że bycie w chwale i blasku zwycięstwa to najlepsze uczucie na całym świecie. Stąd też zamiłowanie rudowłosego na wszelkich zadym i zwracania na siebie uwagi. Gardzi agentami, którzy wykonują zlecone misje z ukrycia, bo rzekomo idą na łatwiznę. Sam uwielbia narobić wiele szumu i trochę sie nabwaić dlatego nikt nie lubi przez to z nim współpracować. Childe kiedy dorwie się do walki jest jak kamień w wodę - był i go nie ma. Bijatyki to praktycznie całe jego życie i można by rzecz, że jest od nich uzależniony. Przez to też, przez lata wykształciła się w nim brutalność. Chłopak bowiem często ma problemy z samokontrolą podczas konfrontacji. Dopóki przeciwnik nie będzie wyglądał jakby zachwile miał odejść z tego świata, to wcale nie został pokonany. Od ojca podłapał, że najlepszą lekcją jest właśnie ból, bo kiedy mocno się oberwie, coś w głowie zostanie. Przez tą swoją szaleńczą miłość do walk Childe uwielbia też podejmować ryzyko. Ogromnie jara go dreszczyk emocji. Dlatego właśnie podczas swojej pracy w Fatui najczęściej wybiera bronie z ktorymi jest najsłabszy - gołe mieści, małe glocki lub przy większych akcjach karabiny snajperskie. Czy ktoś normalny poszedłby na pierwszą linie ze snajperką? Oczywiście że nie, ale czy ktoś mówił, że Tartaglia jest normalny? Takie ryzyko, daje mu dużo frajdy i jak mawia daje mu poczucie spełnienia. Nie można zapominać, że Tartaglia przekłada wszelkie swoje dobro oraz bezpieczeństwo najbliższych nad własne. Za swoją rodzinę byłby od tak z miejsca zabić ludzi na ulicy i zostać pojmanym, jeśli tylko cos by im groziło. Żadne wyzwanie, i żadna kara nie byłaby tak straszna dla niego, jak śmierć najbliższych. Z rudowłosym właśnie jest ten problem że sam opisuje siebie jako złego człowieka ale czy w zupełności tak jest? Właśnie nie do końca. Tartaglia bowiem cały czas wysyła swojemu choremu ojcu oraz młodszemu rodzeństwu pieniądze na utrzymanie do Snezhnayi. Kiedy sie spotykają wszytsko jest jak dawniej.. no może poza ojcem. Nie jest w stanie patrzeć na syna, a konkretniej na to, kim się stał. Chociaż rodzeństwo zawsze go ciepło wita w domu.. o ile się w nim zjawi. Oprócz rodziny Tartaglia równie silnymi uczuciami obdarza swoich przyjaciół dlatego bardzo mocno przeżył kłamstwa Zhongliego oraz Rosalyne. Byli mu bardzo bliscy, a jednak dopuścili się oni tak obrzydliwych dla chłopaka kłąmstw.. i to w dodatku oboje. Przed tymi wydarzeniami Tartaglia naprawdę bardzo mocno w nich wierzył i się angażował w relację, bo byli dla niego jak rodzina.

  • Tartaglia pochodzi z bardzo dużej rodziny. Jest trzecim synem, ale zarazem czwartym w rodzenstwie. Chłopak ma dwóch starszych braci, jedną starszą siostrę oraz trójkę młodszego rodzeństwa. Trójka szkrabów Tonia, Anthony oraz Treucer, który jest najmłodszy, od zawsze byli dla niego najważniejsi na całym świecie

  • Tonia uważa że Tartaglia jest mistrzem sprzątania oraz gotowania.. chociaż on sam widzi się w trochę innych dyscyplinach

  • Childe jest leworęczny

  • Ulubionym zwierzęciem chłopaka są narwale że względu na swój wyjątkowy wygląd! Widzieliście na świecie podobne delfiny z magicznymi rogami?

  • Ciągle uczy się nowych stylów walki. Jak na razie opanował już: boks, taekwondo, karate, sanda oraz judo. Obecnie Tartaglia trenuje szermierke i planuje uzyskać upragniony czarny pas w karate

  • Tylko kilka razy w życiu widział wszystkich członków Fatui oraz samą Carycę

  • Childe bardzo troszczy się o swoje rodzeństwo. Często wysyła im prezenty z zagranicy. W listach do Tonii często mówi o sobie jako Wierny rycerz, bo często bawił się z dziewczynką w takie zabawy

  • Wierzy że po wykonaniu planu Carycy wróci do rodzinnego domu, który odbuduje za zarobione pieniądze

  • Wędkarstwo podlodowe jest jednym z hobby Tartaglia od dzieciństwa

  • Ciało Tartagli posiada na sobie niezliczone ilości różnorodnych blizn po wszytskic walkach oraz misjach

  • Przez świadomość że jego rodzice nigdy nie mieli okazji się pobrać Tartaglia nienawidzi wszelkich wesel. Wie że to było niespełnione marzenie jego rodziców

— Ojciec, Aleksij — obecnie chory na raka płuc. Kiedy był mały miał dobre relacje z rodzicem i do dziś wspomina jak chodzili razem na ryby. Childe często wysyła rodzinie pieniądze na jego leczenie lub same leki, które zdobył.. różnymi drogami. W oczach ojca, trzeci syn, o którego tak bardzo się martwił, zmienił się na gorsze. Miał pójść w jego ślady i zostać żołnierzem aby walczyć za ojczyznę, a został "nikim". Przez to częsciowo Tartaglia nie lubi wracać do rodzinnego domu— Matka, Sonia — nigdy nie miał okazji jej poznać bo zmarła jako boahterka podczas wojny. To właśnie przez opowieści ojca, o jej chłopak zapragnął być taki sam jak ona i walczyć o coś ważnego— Ciotka Anastazjia — wychowała go wraz z rodzeństwem kiedy byli mali, a rodzice byli na służbie podczas Wielkiej Wojny. Mimo że bardzo niewiele pamięta z tamtego okresu kocha ciocię bo wie że im bardzo pomogła— Skirk — w gimazjum była dla niego matką, którą mu tak bardzo brakowało. Naprawdę wiele jej zawdzięcza, a szczegółnie to że nauczyła go jak cieszyć się z życia. To ona wyciagnęła go ze swojej nieśmiałości i zarazem była mentorką jeśli chodzi o sztuki walki. Gdyby nie ona, prawdopodbnie Tartaglia również nigdy nie wszełby tak głeboko w śwait przestępczy. Obecnie Childe od kilku lat uważa ją za zmarłą— Starsze rodzeństwo (Dmitrij, Fiodor, Katerina) — dwójka starszych braci wybrała drogę karierowiczów przez co pogardzają Tartaglią z wzajemnością. Chłopak bowiem nienawidzi wszelkiego rodzaju łapówkarstwa oraz kłamstw, dlatego wiedząc że właśnie to robią jego bracia w zawodzie adwokata oraz lekarza, nie może tego przeboleć. Katerina prawdopodobnie wybrała ścieżkę idealnej gospodyni domowej jak ich ciocia Anastazjia. Dziewczyna bowiem pół roku wcześniej się zaręczyła. Z nią jednak Tartaglia ma dosyć skomplikowaną relacje. Siostra nie pochwala tego co robi jej brat i ma do niego o to żal, jendakże wie że nie może zrezygnować. Sam Childe uważa zaś że Katerina mogłaby być kimś o wiele lepszym niż tylko gospodynią i marnuje się u boku swojego narzeczonego— Tonia (piąta w rodzinie) — Tartaglia wie że jego siostra na pewno zostanie kimś ważnym w Senzhnayi bo jest bardzo inteligenta. Bardzo lubi pisać z nim listy, które często bardzo wzrusz.. z których bardzo się cieszy— Anthony (szósty w rodzinie) — młodszego brata można określić jako bardzo dociekliwego. Często w listach Tonii pyta o to jak wyglądają kraje jakie zwiedza Tartaglia. Rudowłosy wierzy że kiedyś na pewno będą mogli się razem wybrać w jakąś podróż w nieznane— Teucer (siódmy, najmłodszy w rodzinie) — Mimo że kocha całe swoje rodzeństwo najmłodszą osóbke z jego rodzeństwa traktuje jak swoje oczko w głowie. Chłopczyk od zawsze był zapatszony w Tartaglie nawet mówiąc że chce być taki sam jak on.. Od maleńkości mieli za sobą dużo wspólnego, dlatego Childe najbardziej lubi wracać do rodzinnego domu właśnie ze względu na niego— Caryca — głowa Fatui, której ślubował wierność. Kobietę widział wszakże tylko raz w całym swoim życiu jednak bardzo wierzy w jej ideały. Jest gotowy zrobić naprawdę wiele na jej polecenie, nawet jeśli jest to sprzeczne z jego zasadami. Darzy ją naprawdę wielkim szacunkiem, a jej ideały traktuje jak własne— Dottore — może nie są sobie jakoś specjalnie bliscy ale na pewno się tolerują. Tą dwójke wiele ludzi uważa w Fatui za szaleńców bo widzą między nimi podobieństwo, jednak oni wzajemnie sobą gardzą. Często są do siebie zgryźliwi.. ale gdyby była jakaś misja to będą ze sobą współpracować bez problemów bo są jednak profesjonalistami— Scaramousche — w porównaniu do Dottore tego małego karła Tartaglia uwielbia denerowować z czystej złośliwości. Szczególnie wspomnienie o wzroście chłopaka doprowadza go do furii. Childe uważa go za małego wypierdka, który nie powinien podskakiwać większym, a Scara rudowłosego za skończonego debila— Signiora — uprzednio najbliższa przyjaciółka oraz przełożona w Fatui. Dzięki niej dostał się do tej organizacji za co jest dozgonnie wdzięczny. Spędzili ze sobą naprawdę wiele cudownych chwil jednakże na ten moment Childe traktuje ją jako wroga. Nie jest jednak w stanie wybaczyć jej zdrady jakiej się dopuściła w Liyue. Gdyby nie fakt że razem pracują, Tartaglia mocno rozważyłby czy jej nie zabić— Zhongli — podobnie jak w przypadku Signiory, również były najlepszy przyjaciel. Spędził z mężczyzną cały kwartał dzień w dzień zbliżając się do niego jako do "celu", którym ostatecznie nie był. Faktycznie Childe sam z siebie polubił bruneta i wspólne wyjścia nie traktował już jako pracy dla Fatui. Częściowo właśnie przez niego, w Tartaglii zasiało się ziarno chęci ponownego mieszkania oraz życia normalnie. Podczas podbytu z nim w Liyue trochę się odrealnił, od życia dla Fatui i zaczął rozważać czy życie otoczonym rodziną i przyjaciółmi nie byłaby dobrą przyszłością.. Na ten moment jednakże nie chce na oczy widzieć mężczyzny, ponieważ nie jest w stanie przewidzieć jak się zachowa. Przed zrobieniem jakiekolwiek krzywdy Rosalyne, broni ją jej status Zwiastuna jednakże Zhongli, jest dla niego zwykłym zdrajcą. Z drugiej strony cały czas ma z nim miłe wspomnienia z tyłu głowy, więc sam woli się do niego nie zbliżać, żeby nie zrobić czegoś, czego może żałować